
Na swoim pierwszym i niestety ostatnim LP Gorement prezentuje nam odmienne podejście do znaczenia słów "death metal". Podczas gdy większość kapel skupia się na brutalności i siekaniu po uszach blastami czy też wolniejszym walcowatym graniem próbując oddać wrażenia dotyczące śmierci w jakiejś dużej wrzawie lub makabrze ten krążek mimo, że nie brakuje w nim brutalności ukazuje nam za pomocą dźwięku obrazy śmierci jako mrocznej i cichej. Atmosfera jest przytłaczająca, już pierwszy lead na albumie oddaje w pełni beznadzieję i czarną rozpacz. Pierwszy utwór jest generalnie zagrany wolno i to mu służy, bo melodie w nim są kwintesencją tego albumu. Nie spotkamy tu po drodze słuchania albumu jakichś galopad wytrącających nas z nastroju, w który zostaliśmy wprowadzeni na początku. Szybsze riffy nie są pozbawione tej namacalnej ciemności i upiornej melodii. Często nawet pomimo szybszego tempa i wydawałoby się - otrzymania kopa, są jakoś dziwnie lekkie, szybujące w stronę nieba jak ten w połowie "The Lost Breed". Każda nuta niesie ze sobą ten dziwny nastrój - miksturę gniewu i smutku, nawet pojedyncze popiskiwania gutar "Vale of Tears". Oprócz tego potrafi być spokojnie i melancholijnie jak w pięknym ,,Sea of Silence'', które po umęczeniu naszej duszy mrocznością tego albumu pozwala jej, już zapewne martwej, odlecieć w spokoju. Takie odczucia podczas słuchania powodują to, że śmiało można powiedzieć, że album ten wprowadza w swego rodzaju stan transcendentalny. Zdjęcie nieba na okładce jest więc jak najbardziej trafione.
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz