czwartek, 16 lutego 2017
ABSTRACT - CONCRETE VISIONS [2000]
Dziś zabierzemy się za album tak stary jak ja. Niestety nie żyłem w czasach złotego wieku metalu a jeśli chodzi akurat o thrash to wszyscy wiemy, że cały boom na ten podgatunek skończył się gdzieś w początku lat 90'.
Jednak zespół ten nie brał defibrylatora w łapska i nie próbował desperacko przywrócić lub mówiąc inaczej - wskrzesić tamten thrash.
Czasy idą do przodu i nagrali oni coś na miarę nastającej wówczas dekady.
Brazylijski zespół z głębokiego podziemia istniał już w roku 1992 jednak dopiero po 8 latach wydali swoją pierwszą i zarazem ostatnią płytę. Wspomniałem o tym, że grają thrash, lecz dokładniej mówiąc: techniczny thrash.
Umiejętności muzyków stoją na wysokim poziomie co jednocześnie idzie w parze ze swoistym luzem i niebagatelną kreatywnością.
Znajdziemy tu ciekawe improwizacje chociażby na basie, który jest tutaj głośny co chyba nie tylko w moim przypadku naprawdę pieści uszy. Bas nie raz przejmuje rolę leadu. Dorzuca on też często swoje trzy grosze do riffów.
Produkcja nie powala choć brzmienie ale gładkie brzmienie gitar nietypowe dla thrashu jest ciekawe. Mam zastrzeżenia jeśli chodzi o dźwięk perkusji a mianowicie - double bassu. Jest on tutaj naprawdę ledwo słyszalny.
Sam perkusista trzyma wszystko w szyku i zmiany tempa i różnorakie przejścia dobrze mu wychodzą.
Jeśli chodzi o instrumenty to jest świetnie, tylko wokal potrafi zirytować. Mimo, że zawsze jak słucham nowego albumu to czytam teksty to czasami potrafiłem się na chwilę zgubić, bo wokalista śpiewa często naprawdę niewyraźnie i chyba ma drobne kłopoty z wymawianiem angielskich słów. Podobny problem miał podobno kiedyś jego rodak - Max Cavalera, którego trzeba było poprawiać. Oczywiście chodzi mi o jego wczesne lata w Sepulturze.
Jednak Abstract a Sepultura, mimo, że oba grały thrash to dwa zupełnie inne światy więc nie sugerowałem przed chwilą jakichś podobieństw. No może jest jedno: w zespole mamy dwóch braci; Henrique Megolario - basistę i człowieka od garnków - Julio.
Wracając do wokalu to czasami Leo Schröder dziwnie wykrzykuje niektóre słowa i warczy jak schorowany starszy pan, który do tego coś przeżuwa ale generalnie to aż tak tragicznie nie jest i jego wokal jest słuchalny.
Wspomniany wyżej pan gra jednak też na gitarze więc wykonuje też kawał bardzo solidnej roboty.
Jednym z najmocniejszych punktów albumu są jego melodyczne solówki, które mają w sobie trochę duszy. Nie to co niektórzy gitarzyści, często w trashu, którzy grają solówki jak najszybsze brzmi to jak mieszanie tylko losowych nut i w sumie często jest to właśnie granie solówek byle je grać.
Jego riffy też bywają ciekawym, złożonym motywem.
Zespół ten był kreatywniejszy niż dziesiątki czy setki thrasherów, którzy potrafią cały czas grać prawie to samo i robią to byleby "thrash till' death" i nie zastanawiają się czy ma to w sobie krztę oryginalności a może po prostu mają to gdzieś.
Nie pociesza więc tutaj fakt, że dzieła takie jak to, które co prawda dość trudne w odbiorze i interpretacji to jednak miały spory potencjał (mówię tu o zespołach) w aspektach muzycznych i czysto technicznych.
Gdy puściłem sobie ten album to spodobał mi się od pierwszych sekund. Całość była dość harmonijna i płynna, wszystko ładnie się zlewało i brzmiało ciekawie i dość melodycznie.
Na "Concrete Visions" wszystko brzmi oryginalnie i ciekawie. Polecam tym, którzy chcą faktycznie rozszerzyć swoje horyzonty.
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz